wtorek, 30 listopada 2010

Po śnieżycy


Jedni sprzątają na większą skalę...


inni na mniejszą...


i jeszcze mniejszą.


Ci się jeszcze nie wygrzebali...


a ci już tak.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Ciągle rozwój - czyli śnieg 2

Jeszcze w czwartek było tak:



już w niedzielę było tak:






za to w poniedziałek jest tak:







i na najbliższe dni zapowiadają jeszcze siarczyste mrozy! To dopiero jest rozwój.

czwartek, 25 listopada 2010

Oprócz tego, że spadł śnieg


Spadł pierwszy śnieg tej jesieni – i się utrzymał. W związku z tym w centrum miasta już trwają przygotowania do ustawienia wielkiej choinki – choć nawet jeszcze nie zaczął się adwent.

Można jednak zrozumieć władze miasta, że myślą o choince, bo pierwszy śnieg ma wyraźnie moc sentymentalną. Mi także o czymś przypomniał – parę lat temu na stronach Ministerstwa Gospodarki znalazłam taki wpis (była wtedy możliwość komentowania): „Moim zdaniem to ministerstwo powinni zlikwidować, ja tam nie widzę żadnego rozwoju w swoim regionie, oprócz tego, że spadł śnieg”

Komentarz – jak widać – jest ponadczasowy i odnosi się nie do jednego ministerstwa, ale równie celnie do urzędów lokalnych.
Bo u nas też spadł śnieg...




środa, 24 listopada 2010

Wybory 2010: nie taki znów „czerwony Żyrardów”

Dziś zostały podane wyniki wyborów do rady powiatu. W nowej (w nowej-starej) radzie powiatu zasiadać będą: Genowefa Milczarek, Jarosław Szafaryn, Wojciech Jasiński, Beata Rusinowska, Marian Czyżewski, Andrzej Korycki, Ryszard Adamiak, Leszek Kamiński, Krzysztof Ciołkiewicz, Mieczysław Gabrylewicz, Wojciech Szustakiewicz, Sławomir Myszkowski, Beata Sznajder, Kazimierz Drążkiewicz, Kazimierz Sadowski, Daniel Suchecki, Danuta Skibińska, Andrzej Miastowski i Zbigniew Rokicki.

Rada jest jak widać nowa-stara, bo znajduje się w niej ponownie m.in. Wojciech Szustakiewicz, były starosta, który „zasłużył się” dla mieszkańców drastycznym podniesieniem podatku od użytkowania wieczystego – niektóre firmy za wykorzystywane tereny muszą płacić nawet 10 tys. zł rocznie. W radzie był już i nadal będzie: Mieczysław Gabrylewicz, Andrzej Miastowski, Kazimierz Sadowski, Daniel Suchecki, Sławomir Myszkowski, Ryszard Adamiak, Marian Czyżewski, Wojciech Jasiński, Beata Rusinowska, Danuta Skibińska, Beata Sznajder. Jak widać na 19 osób powtarza się aż 12 nazwisk, nowy jest za to Krzysztof Ciołkiewicz... Jedynym pocieszeniem jest nadzieja, że może zlikwidują powiaty.

Natomiast w radzie miasta zasiadać będą: reprezentanci PO (9 mandatów) – Jerzy Naziębło, Wiesława Suchecka, Anna Kozłowska, Sławomir Suski, Robert Loppe, Jarosław Gejcyg, Andrzej Wilk, Hanna Fibich i Roman Skrobisz; PiS (6 mandatów) – Marcin Rosiński, Ryszard Mirgos, Jerzy Jankowski, Krzysztof Dziwisz, Tomasz Zubowicz i Marek Treliński; WiC (5 mandatów) – Lucjan Chrzanowski, Grzegorz Ratajczyk, Bogdan Zieliński, Beata Marzęda-Przybysz i Maciej Dukaczewski; ŻTPP (1 mandat): Jacek Czubak.

Dla tych, co miasto znają jedynie z powiedzonka „czerwony Żyrardów” - niespodzianka: ani w radzie powiatu, ani w radzie miasta nie ma reprezentantów SLD! Dobre i to.

poniedziałek, 22 listopada 2010

Polichromia w najstarszym kościele Żyrardowa


Prezbiterium najstarszego żyrardowskiego kościoła - pw. św. Karola Boromeusza (czyli tzw. "małego kościoła") zostało ozdobione polichromią.


W trakcie prac malarskich okazało się, że na górze znajduje się dobrze zachowana zabytkowa dekoracja z początku XX w., imitująca niebo, być może projektowana przez artystę, Władysława Drapiewskiego, który był tak uznany, że pracował do końca swego życia- jeszcze w wieku 80 lat - i ozdobił w sumie ponad 120 kościołow w całej Polsce.

Ulubionym motywem Drapiewskiego były m.in. anioły - w kościele podziwiać można piękne secesyjne serafiny. Więcej o polichromii można przeczytać na stronie parafii, w wywiadzie z Sylwestrem Piędziejewskim, artystą, który kierował pracami (http://swkarol.pl/?page_id=2472).

Warto też odwiedzić kościół, by się na własne oczy przekonać, jak ładna jest dekoracja.

Wybory 2010: pierwszy – Wilk, drugi - Kaczanowski

Ponad 40 proc. biorących udział w wyborach – wg nieoficjalnych danych – zagłosowało za prezydenturą Andrzeja Wilka z Platformy Obywatelskiej. Na drugim miejscu znalazł się kandydat Prawa i Sprawiedliwości – Dariusz Kaczanowski z niemal 30 proc. głosów.

W wyborach wzięło udziału poniżej połowy uprawnionych.

Jak komentuje moja znajoma – Polacy mają skłonność do narodowych samobójstw... Cóż, jak widać, zdecydowana większość żyrardowian albo nie widziała nikogo, na kogo warto byłoby oddać głos, lub być może nie przejmuje się tym, kto będzie w mieście rządził. I jednych, i drugich rozumiem, dla mnie również były to wybory mniejszego zła, a patrząc na to, jak od 20 lat – przy zmieniających się rządach – nie zmienia się w mieście nic na lepsze, naprawdę można się zniechęcić do brania udziału w przedstawieniu zwanym wyborami.

Drodzy żyrardowianie! Pomyślmy jednak pozytywnie – w naszym mieście i tak jest lepiej niż nawet w samej stolicy kraju – przynajmniej u nas dwie największe partie wystawiły ludzi w miarę poważnych – poważnym kandydatem jest niewątpliwie zarówno pan Wilk, choćby można mu było zarzucić skupianie się na rzeczach 10-tej ważności, jak i poważny jest pan Kaczanowski, choć właściwie nie ma czasu na to miasto, bo posłuje (co wiem z autopsji, bo nie raczył mi odpowiedzieć na żadnego maila). A w takiej Warszawie wyborcy, którzy koniecznie chcą głosować na PO lub PiS mieli do wyboru HGW – czyli odznaczoną krzyżem za plucie na krzyż Hannę Gronkiewicz Waltz i PiSCzesia, czyli Czesława Bieleckiego. Jak widać w Żyrardowie może być jeszcze gorzej, więc warto do wyborów iść – skoro może być gorzej, to może i może być lepiej?

sobota, 20 listopada 2010

Niedziela Chrystusa Króla


Jutro święto Chrystusa Króla.

A może byśmy w Żyrardowie przeprowadzili Jego intronizację? Odpowiedni witraż już mamy w "Dużym kościele".

I trzeba się pomodlić, byśmy przy urnach dokonali dobrych wyborów.

piątek, 19 listopada 2010

Wybory 2010: jak to będzie po...


Gdyby w programach kandydatów startujących w wyborach była sama prawda, właściwie bez znaczenia by było na kogo zagłosujemy, bo wszyscy obiecują to samo, czyli że będzie dobrze. Jedni wykazują przy tym większy, a inni mniejszy rozmach, ale w zasadzie zawsze obietnice są podobne. Jedni mówią, że będzie tak dobrze, jak właśnie jest. Inni – że dobrze już było i czas do tego wrócić, a jeszcze inni, że jest źle, ale dobrze też będzie. Jak widać, zawsze ma być dobrze. Słusznie więc powiadają, że diabeł – nomen omen – tkwi w szczegółach, bo przecież między kandydatami istnieje chyba jakaś różnica.

Ulegając więc przedwyborczej gorączce, podobnie jak kandydaci na stołki i fotele, również i ja pozwolę sobie puścić wodze fantazji, jak by to było po wyborach.

Przede wszystkim mam nadzieję, że wiele obietnic pozostanie jednak na papierze – ten jest – jak powiadają – cierpliwy i wszystko zniesie, bo już mieszkańcy mogą nie być tak wytrzymali. Gdybyśmy bowiem mieli dostąpić wszystkich opisanych w ulotkach wyborczych uciech, mogłoby się okazać, że mamy na to za słabą głowę, a zwłaszcza za płytką kieszeń. Wszystkie te ulepszenia, parki, ścieżki i koncerty, i przedszkola itp. itd. kosztują, ktoś musi za nie zapłacić – a kto, jak nie my? Jak nie teraz – gotówką, to w przyszłości – z kredytu z odsetkami. Płacić kiedyś i tak nam przyjdzie. Gdy komitety nie mówią (a nie mówią), jak zamierzają swoje świetlane plany zrealizować, trzeba podejrzewać, że z naszych kieszeni, co tłumaczy ich wyraźną niechęć do mówienia o obniżeniu podatków. Fantazja towarzyszyć musi zatem nie tylko kandydatom na stołki i fotele, ale również, a nawet przede wszystkim, wyborcom, którzy wyobrazić sobie muszą zwłaszcza to, o czym nikt nie chce wspominać. Bo warto pamiętać, że urząd wydaje tylko te pieniądze, które z mieszkańców najpierw zedrze.

Gdyby było tak dobrze, jak jest

Gdyby wybory wygrała ekipa rządząca obecnie, w urzędzie zostaną te same panie urzędniczki, podatki dalej będą rosły, do miasta nie przybędą inwestorzy, stojąc nad finansową przepaścią, uczynimy krok naprzód.

Ale za to: deptak będzie miał fontanny i może najdroższy piaskowiec na świecie, a może nawet w deptaki zamienimy ulice Mireckiego, Środkową, Bohaterów zamiast je remontować i kłaść na nich nową nawierzchnię, powstaną też ścieżki rowerowe, kolejne rezydencje TBSu i skwerki, i parki...
I będziemy się modlić, by przetrwał rynek.

Gdyby było tak dobrze, jak może być

Gdyby natomiast wybory wygrał komitet „Żyrardów – Tak po prostu!” mielibyśmy ścieżki rowerowe, podjazdy dla niepełnosprawnych, przedszkola i ekopark, gdzie matki zostawiałyby swoje dzieci, a na cały dzień wybywałyby do stolicy za pracą. I pewnie długi miasta jeszcze by wzrosły – o ile to możliwe – bo przecież wszystkie te obiecane ścieżki, parki, koncerty i podjazdy kosztują.

Wprawdzie jeden z kandydatów do rady miasta z tego komitetu wspomina o utworzeniu wokół miasta okręgu przemysłowego i ściąganiu do niego przedsiębiorstw, ale firmujący komitet kandydat na prezydenta, chyba w to nie wierzy, bo kwestia ta nie jest nawet umieszczana na ulotkach.

Gdyby było tak dobrze, jak już było

Gdyby wybory wygrała ekipa, która nawiązuje do czasów sprzed rządów Andrzeja Wilka, byłoby zapewne tak, jak już było – bieda i marazm. Nowością w tym zakresie jest wspominanie o robotach publicznych – czyżby mieszkańcy mieli skończyć jak nędzarze?

Za to przetrwa rynek – nasza oaza wolności, która przetrwała nawet czasy PRLu i zagroziły jej dopiero rządy PO...

Gdyby było tak dobrze, jak nigdy

Z kolei gdyby wygrał kandydat PiS na prezydenta miasta, Dariusz Kaczanowski, uratowałby zapewne budżet, przyciął wydatki, wymienił ekipę w ratuszu, może nawet nie powstałyby fontanny na deptaku, zapewne skończyłyby się niektóre rażące niegospodarności, a stan miasta zostałby nieco uporządkowany.

Ale nie sądzę, by mieszkańcy mile odczuli tę zmianę, bo kwestie budżetowe nikogo prawie nie obchodzą, a tego, że gospodaruje się pieniędzmi rozsądnie wcale niestety nie widać. Znając niechęć PiS do prywatnego kapitału, obawiać się można, że do miasta nie napłyną inwestorzy, a jeśli nie będzie zachęt dla przedsiębiorców, miasto nie zacznie się rozwijać. Więc po upływie kadencji, do władzy dojdą inni – obiecujący fajerwerki i koncerty i... co z budżetu uda się uratować, zostanie roztrwonione na igrzyska w kolejnej kadencji...

Chyba że – niechcący – PiS jednak coś dobrego dla przedsiębiorczości zrobi, jak mu się to zdarzyło w czasach rządów w Polsce.

Proponuję więc oddać głos na PiS, które teraz przyhamuje wydatki i w duchu licząc na to, że - kto wie - może za cztery lata znajdzie się w Żyrardowie kandydat, który zrozumie, że miasto kwitnie tylko wtedy, gdy jest w nim praca.

Wybory 2010: zamiast odpowiedzi Dariusza Kaczanowskiego

Pan Dariusz Kaczanowski, kandydat PiS na fotel prezydenta miasta, nie znalazł czasu na odpowiedź na proste 3 pytania o jego zapatrywania gospodarcze – zmusił mnie zatem do snucia domysłów. Oto więc jak ja sądzę, że na pytania by odpowiedział:

Czy obniży Pan podatki miejskie?
Nie, bo budżet miasta jest w stanie krytycznym, a jeśli obniżę, to tylko niechcący.

Czy zamierza Pan pozyskać dla miasta inwestorów, by powstały nowe miejsca pracy (z jakiej branży) i czy zamierza Pan przejrzeć umowy podpisane przez miasto z dotychczasowymi inwestorami oraz przyjrzeć się, w jaki sposób firmy, które często korzystają ze wsparcia miasta, traktują pracujących w nich żyrardowian?
Przejrzę umowy, ale nie wiem, czy pozyskam nowe firmy, bo nie ufam przedsiębiorcom.

Czy i jak ewentualnie zamierza Pan wpłynąć na żyrardowski urząd skarbowy, by jego działanie nie zmuszało lokalnych przedsiębiorców do ucieczki z miasta, przerejestrowywania firm np. do pobliskiego Grodziska Mazowieckiego i odprowadzania tam podatków?
US jest dobry, gdy dobrze zbiera podatki.

I komentarz „w Żyrardowie”:
Prawo i Sprawiedliwość przez chwilę swych rządów w kraju podatki obniżyło, dlatego sądzę, że może je obniżyć również rządząc w naszym mieście. Niezupełnie byłoby to zgodne z ogólnym programem partii, która często powtarza, że ważne jest silne państwo, a to – jak wiadomo – kosztuje, a więc ma swoje potrzeby, które trzeba opłacić z kieszeni podatników, ale byłoby jednakowoż możliwe. PiS nie ufa przedsiębiorcom i w wielu miejscach – zresztą często słusznie – widzi przekręt i korupcję. Nie sądzę, by PiS wpłynęło na żyrardowską skarbówkę, ale – podobnie jak z podatkami – może się okazać, że wszystkich pozytywnie zaskoczy.

Wybory 2010: niedopowiedzi Andrzeja Wilka

Do pana Andrzeja Wilka nie wysłałam pytań o program gospodarczy – nie widziałam sensu, bo przecież nawet hasłem swej kampanii uczynił mówienie o rzeczywistości, a nie teoretyzowanie. Po pełnej kadencji na stanowisku prezydenta miasta zamiast pytać, można sobie samemu odpowiedzieć. Oto więc moje odpowiedzi, na moje pytania, tak jak ja widzę program Platformy Obywatelskiej i Andrzeja Wilka w praktyce, nie w teorii:

Czy obniży Pan podatki miejskie?
Nie, PO podatki podwyższa.

Czy zamierza Pan pozyskać dla miasta inwestorów, by powstały nowe miejsca pracy (z jakiej branży) i czy zamierza Pan przejrzeć umowy podpisane przez miasto z dotychczasowymi inwestorami oraz przyjrzeć się, w jaki sposób firmy, które często korzystają ze wsparcia miasta, traktują pracujących w nich żyrardowian?
Jeśli pozyskam inwestorów, będą to firmy z branży deweloperskiej.

Czy i jak ewentualnie zamierza Pan wpłynąć na żyrardowski urząd skarbowy, by jego działanie nie zmuszało lokalnych przedsiębiorców do ucieczki z miasta, przerejestrowywania firm np. do pobliskiego Grodziska Mazowieckiego i odprowadzania tam podatków?
Starałem się wpłynąć na US w Żyrardowie, ale to może być dokonane tylko na szczeblu centralnym. (Tak naprawdę tej odpowiedzi się tylko domyślam – po wypowiedzi pana Jarosława Komży – z tekstu poniżej. Nie mam jednak podstaw, by go posądzać o nieprawdę, więc zakładam, że pan Wilk faktycznie starał się wpłynąć na lokalny urząd.)

I komentarz „w Żyrardowie”:
Zaczynając od ostatniej odpowiedzi, że nie da się wpłynąć na lokalny urząd podatkowy, bo to może być dokonane tylko na szczeblu centralnym, nie mogę nie wyrazić zdziwienia – przecież pan Wilk jest z PO, czyli tej samej partii, która od kilku lat sprawuje władzę w Polsce, właśnie na szczeblu centralnym! Jak więc jest możliwe, że nie miał żadnej możliwości dotarcia do swoich kolegów, by zawalczyć o poprawę losu żyrardowskich przedsiębiorców? Jak mam uwierzyć, że PO, która potrafi bardzo sprawnie walczyć z nielubianymi osobami, nagle nie umie poradzić sobie z urzędnikami, którzy pewnie nawet walczyć nie chcą, tylko którym należy coś po prostu wytłumaczyć?
Nieporadność gospodarcza objawiająca się podnoszeniem podatków nie wymaga komentarza, ale w przypadku obecnych władz poraża jeszcze straszne zadłużenie, które – jak podnoszą przeciwnicy pana Wilka – może się skończyć katastrofą finansową w naszym mieście.

czwartek, 18 listopada 2010

Wybory 2010: odpowiedzi Jarosława Komży



Otrzymałam odpowiedzi na pytania o program gospodarczy od pana Jarosława Komży, kandydata na prezydenta miasta komitetu „Żyrardów – Tak po prostu!”

Oto pytania i odpowiedzi:

Czy obniży Pan podatki miejskie?
Gdybym miał wpływ na to, co dręczy przedsiębiorców najbardziej, to tak. Ale. Po pierwsze, trzeba mieć świadomość, na jakie podatki ma wpływ samorząd. Na te najważniejsze, tj. najbardziej uderzające przedsiębiorcę po kieszeni: koszty zatrudnienia i podatek dochodowy - nie. Samorząd ma wpływ np. na podatek od nieruchomości, ale to niewielki w znaczeniu czynnik wśród tych obciążających przedsiębiorcę. Po drugie, prezydent sam bezpośrednio nie ma kompetencji ingerowania w stawki podatków lokalnych (należą do nich: od nieruchomości, rolny, od transportu i od psów) - uchwala je rada miasta, no ale prezydent proponuje projekt uchwały (z tym, że na podstawie - w widełkach - wytycznych ministra finansów). Zatem, samorząd na obciążenia przedsiębiorcy ma niestety niewielki wpływ. To swoisty paradoks: na jedna z najważniejszych potrzeb lokalnych - tworzenie miejsc pracy (pośrednio poprzez m.in. zdejmowanie obciążeń z przedsiębiorcy) władza samorządowa ma niewielki wpływ.
Ale to nie wszystko, jako uzupełnienie mojej wypowiedzi podaję link do moich postów w tym temacie na forum: http://zyrardow24h.pl/index.php?/topic/7896-miejsca-pracy/
Bardzo proszę o skorzystanie z nich, nie chcę bowiem powtarzać tu tego samego co tam napisałem metodą "kopiuj - wklej", żeby nie uznała Pani tego za lekceważące i pójście na łatwiznę, a jednocześnie wiem, że tamte wypowiedzi uzupełniają i rozszerzają moją odpowiedź w najważniejszym temacie dla miasta. Nie chcę też posługiwać wyświechtanymi komunałami, typu obniżajmy podatki, kochajmy się itp.

Czy zamierza Pan pozyskać dla miasta inwestorów, by powstały nowe miejsca pracy (z jakiej branży) i czy zamierza Pan przejrzeć umowy podpisane przez miasto z dotychczasowymi inwestorami oraz przyjrzeć się, w jaki sposób firmy, które często korzystają ze wsparcia miasta, traktują pracujących w nich żyrardowian?
Na pierwszą część pytania: tak. Na drugą: tak. Ale z tymi inwestorami, to wszyscy mówią, że ich pozyskają, ale nikt nie mówi jak i kogo, bo to już jest trudne bardzo. Odsyłam tu również do tego samego linku, bo tam o tym szerzej pisałem.

Czy i jak ewentualnie zamierza Pan wpłynąć na żyrardowski urząd skarbowy, by jego działanie nie zmuszało lokalnych przedsiębiorców do ucieczki z miasta, przerejestrowywania firm np. do pobliskiego Grodziska Mazowieckiego i odprowadzania tam podatków?
Samorząd nie ma absolutnie żadnego wpływu na państwowe służby skarbowe. Obserwowałem wysiłki poprzedniego prezydenta, bo już dawno były komentarze, że żyrardowski US jest bardzo ostry dla podatników-przedsiębiorców i dlatego uciekają oni z działalnością do Grodziska. Nic z tego nie wyszło. Watykan w Rzymie.

Komentarz „w Żyrardowie”:
Podsumowując: pan Komża stara się nam wmówić, że niewiele się da zrobić będąc prezydentem miasta, nie rozumiem zatem, po co starać się o to stanowisko – dla paru ścieżek rowerowych i koncertów w mieście? W dodatku kłóci się to ze zdroworozsądkową obserwacją, że jakoś tak się dzieje, że wszystkie sąsiednie – nieciekawe jeszcze niedawno miasteczka – kwitną, a tylko Żyrardów wciąż przesypia okazje, staje się tylko jedną wielką sypialnią.
Pan Jarosław Komża nie obiecuje, że wystąpi do rady miasta z projektem obniżenia podatków miejskich i nie uważa ich za te najbardziej uciążliwe dla przedsiębiorców. Obawiam się, że się myli, bo o ile podatek dochodowy przedsiębiorca płaci od uzyskanego dochodu, to podatek od nieruchomości płaci stale, bez względu na przychody, a w Żyrardowie jest to tylko nieustannie coraz większy koszt.
Odnoszę niestety wrażenie, że prezydentura pana Komży niewiele różniłaby się od prezydentury pana Andrzeja Wilka, z której naprawdę trudno jest być zadowolonym. Żyrardów, miasto fabryczne, do którego ściągali kiedyś ludzie z pobliskich miejscowości staje się – jak widać wcale nie przypadkowo, ale wręcz programowo! - wielką sypialnią i zapleczem pracowników już nie tylko dla Warszawy czy Grodziska Mazowieckiego, ale dla Mszczonowa, a jak tak dalej pójdzie to i dla Jaktorowa, a może nawet Bud Grzybek...

wtorek, 16 listopada 2010

Wybory 2010: i znowu „mniejsze zło”?


Trwa walka o miejsca w radach i o fotel prezydenta miasta. Posady muszą być cenne, bo – jak wynika z lektury niektórych list wyborczych – idą do nich całe rodziny (i mężowie, i żony, i ich przyszli zięciowie; i matki, i synowie; a nawet żony i ich kochankowie). Polska tradycja ma na tę okazję stosowne powiedzenia, że otóż wreszcie zapanuje „rodzinna atmosfera”, ale można też przecież rzec, że „z rodziną dobrze jest tylko na zdjęciu”. Z kolei włoska tradycja ma na tę okazję odpowiednią naukę, jak bowiem uczy historia (a ta przecież jest nauczycielką życia), niedobrze jest, by miastem rządziły rodziny, bo tak właśnie rodziły się włoskie struktury mafijne w ówczesnych państwach-miastach.

I tak źle, i tak niedobrze. By jednak nie ograniczać się do personaliów, kilka uwag własnych o programach wyborczych:

Czy WiC to pic?

Komitet Wyborczy Wspólnota i Centrum, który słusznie wskazuje na nieudolność obecnych władz miasta i chce naprawić katastrofalny stan finansów, z jakiegoś powodu uznał za stosowne zareklamować się związkami z panem Krzysztofem Ciołkiewiczem, dwukrotnym prezydentem Żyrardowa, którego beznadziejne rządy w mieście pamiętamy jeszcze tak dobrze, że – jak sądzę – nawet kompletnie skompromitowany obecny prezydent Andrzej Wilk by z nim wygrał, gdyby znów obaj panowie ze sobą się starli. Niestety program WiCu też jest kuriozalny – w ramach działań gospodarczych komitet startującego na prezydenta pana Lucjana Krzysztofa Chrzanowskiego zapowiada wprowadzenie w mieście robót publicznych! Czy naprawdę chce nas aż tak ogołocić z wszelkich pieniędzy, że ubierze nas w kamizelki i ustawi do kopania rowów i zamiatania ulic za miskę zupy?! Poza robotami publicznymi działania gospodarcze ograniczają się do dotacji dla biznesów (a to przecież propozycja korupcyjna) oraz niewiele mówiącego „wspierania małego i średniego biznesu”... Nie ma mowy o obniżeniu podatków lokalnych, które za prezydentury Andrzeja Wilka wzrosły do rozmiarów wołających o pomstę do nieba. Za to, jak większość startujących, WiC ma rozbudowany program kulturalny i rekreacyjny.

PO i SLD non grata

O obu partiach wspominam tylko dlatego, by podkreślić, że ich kandydaci nie zasługują na uwagę. Obie partie znane są bowiem z dwóch niechlubnych rzeczy: 1. że podnoszą podatki, a po 2. z tego, że cokolwiek obiecują pozostaje już na zawsze jedynie obietnicą...

Chce się żyć czy spać?

Komitet „Żyrardów tak po prostu!” reklamuje się hasłem: „By Żyrardów był miastem, w którym chce się żyć”, ale po przeczytaniu programu można odnieść wrażenie, że chodzi raczej o to, by był miastem, w którym chce się spać i spacerować. Wiele w nim bowiem o tym, jakie fajne będą działania kulturalne i sportowe, jakie będą przedszkola i parki, lecz nie ma nic o tym, co jest dla mieszkańców największym problemem: czyli nic o pracy. Czy pracy w mieście przybędzie? Do tego trzeba przede wszystkim dobrych warunków dla przedsiębiorców, a o tym w programie nic nie znajduję. Tymczasem działania kulturalne są tak ambitne, że może się okazać konieczne utrzymanie popularnego pod obecnymi rządami zadłużania się przez branie kredytów, a i podatki miejskie będą musiały być wysokie, więc i firmy z miasta raczej będą uciekać. W dodatku w rozmowie ze mną kandydujący na prezydenta pan Jarosław Komża przyznał, że przez kilkanaście lat był urzędnikiem – ja nim byłam przez dwa lata – o rok za dużo, bo już w pierwszym widziałam, jak marnuje się publiczne pieniądze.

Mniejsze zło?

Komitet wyborczy Prawa i Sprawiedliwości firmowany nazwiskiem kandydata na prezydenta miasta, Dariusza Kaczanowskiego, także mówi wiele o konieczności wzrostu wydatków miejskich na mieszkalnictwo. Oraz na drogi, przedszkola i sport. Wspomina też jednak o pozyskiwaniu nowych inwestorów (mam tylko nadzieję, że nie wyłącznie z branży deweloperskiej!). Dariusz Kaczanowski jest doktorem nauk ekonomicznych, problem w tym, że wykładana u nas ekonomia to ekonomia keynesowska sprowadzająca się do hasła „po nas choćby potop” (to J. M. Keynes jest autorem powiedzenia, że warto się zadłużać na koszt naszych dzieci, bo „w dłuższym okresie wszyscy będziemy martwi”). Skoro pan Kaczanowski jest posłem na Sejm, sprawdziłam, jakie były jego wypowiedzi i głosowania w parlamencie. In plus zapisać można, iż w głosowaniu nad przyjęciem traktatu lizbońskiego, czyli zrzeczeniem się przez Polskę suwerenności, pan Kaczanowski wstrzymał się od głosu (choć jeszcze lepiej, gdyby był przeciw). Podobnie na korzyść wygląda interpelacja w sprawie zadłużania się samorządu terytorialnego (ale tu można mieć interpelację do interpelacji – czy p. Kaczanowski jest za utrzymaniem systemu emitowania obligacji i w ten sposób zadłużania się przez samorząd?). Pytał też o finanse na obwodnicę Żyrardowa i Mszczonowa (jeszcze w 2008 roku, gdy nie kandydował na prezydenta miasta). Z kolei in minus zapisuję, że 27 października br. podczas debaty nad obniżeniem podatków dochodowych od osób fizycznych miał być przeciw, bo „mimo że wiążą się one z korzyścią dla podatników” - „podzielamy opinię przedstawicieli jednostek samorządu terytorialnego, które nie zgadzają się na proponowane właśnie zmiany”. Co jest w sumie zgodne z programem tej partii w skali kraju – z marzeniem o silnym państwie z niekoniecznie bogatymi obywatelami, ważne, by budżety samorządowe i państwowe były pełne...

Na interesujące mnie kwestie gospodarcze nie znajduję zadowalającej odpowiedzi w ulotkach wymienionych komitetów – wysyłam więc do nich pytania, a odpowiedzi obiecuję zamieścić.

Tę modlitwę o uzdrowienie trzeba odchorować

Wczoraj wieczorem w kościele św. Cyryla i Metodego gościł charyzmatyk ksiądz Tom di Lorenzo i odbyła się tam Msza św. z modlitwą o uzdrowienie. Ceremonia odbyła się jednak, co trzeba odnotować, w ramach spotkania grupy Odnowy w Duchu Świętym. Pierwszy raz brałam udział w takim spotkaniu i będę się żarliwie modlić, by był to raz ostatni i bym jak najszybciej zapomniała, jak ono wygląda. Hałas i jazgot towarzyszący wydarzeniu był niesamowity, potwornie męczący – muzyka grana była m.in. na wielkim bębnie, a jej rytm był wyraźnie transowy – podobnie i śpiewane teksty – w kółko, po kilkadziesiąt razy powtarzane były te same wersy, banalne, proste, transowe, muzyka się właściwie nigdy nie kończyła – jak w klubie, tylko, że – jak to ktoś złośliwie podsumował – „to taki klub dla niedorozwiniętych”. Chór młodych ludzi wyglądał zresztą jakby był w transie – niektóre panie kiwały się nieustannie, niemal tańczyły, odwrócone zresztą tyłem do ołtarza. Taki zresztą chyba teraz jest trynd, by chór stawiany był w prezbiterium, przodem do wiernych, a tyłem do Boga, którym zresztą już chyba nikt się nie przejmuje, bo gdy po Mszy świętej nastąpiło wystawienie Najświętszego Sakramentu, po pierwszych chwilach klęczenia (i na wyraźną zachętę księży) wkrótce wierni w ogóle na Niego nie zwracali uwagi.

Msza była trudna przez wspomniany hałas, ale to, co nastąpiło po Mszy św. przeszło wszelkie moje oczekiwania – otóż na zakończenie ceremonii nagle ksiądz prowadzący mszę zaczął mruczeć coś niezrozumiałego pod nosem – podobnie i cały chór, a nawet niektórzy zgromadzeni w kościele wierni. Przypominało to jako żywo szamańskie zaklęcia zupełnie jak z księgi Izajasza, że radzili się tych, „którzy kwilą i wydają westchnienia” (Iz, 8, 19). Co za upadek i co za żenada. Na wypadek zarzutu, że nie rozumiem, że to właśnie ma przypominać o charyzmacie dawanym przez Ducha Świętego – darze mówienia językami, pragnę zauważyć, że ludzie ci nie mówili wcale językami, mruczeli tylko coś, czego nie rozumieli ani oni, ani nikt na około – łatwo porównać z odpowiednim fragmentem z Dziejów Apostolskich, by się przekonać, jak bardzo różni się to od prawdziwego daru Bożego. Raczej zamiast Ducha Świętego, jak pisze dalej Izajasz „Pan wlał w ich wnętrze ducha zamieszania”.

Nie wiem, czy ktoś został uzdrowiony – to już sądzić tym, którzy uzdrowieniom się poddawali – nie widziałam, by ktokolwiek był zdrowszy po tym spotkaniu. Ksiądz di Lorenzo wspominał, że uzdrowił kiedyś kobietę w sklepie warzywnym, bo uzdrawiać można wszędzie – może nawet łatwiej w sklepie, bo w w kościele Pan Bóg nie ma jak działać – musi sobie rękoma uszy zatykać, a Duch Święty skrzydłami zakrywa mu oczy, by nie musiał tego widzieć. Sama jestem chora – przez kilka godzin widziałam zachowania niegodne wobec Najświętszego Sakramentu, przez 4 godziny słuchałam niewyobrażalnego jazgotu i widziałam, jak starsi ludzie robili z siebie pośmiewisko śpiewając dziwaczne pieśni połączone z dziwnymi gestami, klaskaniem i kiwaniem się w takt muzyki.

Sprawdziłam: Wspólnoty w Duchu Świętym istnieją w trzech na cztery parafie w Żyrardowie – nie ma takowej tylko przy parafii Wniebowstąpienia Pańskiego. Zdumiewa mnie, że księża zgadzają się na tego typu wspólnoty i jeszcze biorą w tym udział. A jednocześnie tak wielką niechęcią pałają do odprawienia Mszy świętej w rycie trydenckim, o co staram się w Żyrardowie od niemal 3 lat. Msza święta uważana jest przez wielu księży za fanaberię, zresztą być może z inspiracji samego biskupa diecezjalnego, Andrzeja Dziuby, który moją formalną prośbę na piśmie po prostu zbył. Za to mruczenie „mele-mele, le-le, le-le, kiszi-kiszi...” i kiwanie się w kościele uważane jest za szczyt uduchowienia. Kyrie eleison!

poniedziałek, 15 listopada 2010

Jaki ładny ten Żyrardów





Nasza plama w telewizji?


Wygląda na to, że nasza plama, która ciągle jeszcze gromadzi niewielki tłumek i przed którą wciąż jeszcze palą się znicze, mogła zainteresować telewizję – w niedzielę przy plamie kręciło się bowiem kilku panów z kamerami Superstacji. Nie wróży to dobrze, bo to akurat taka stacja, która sympatyzuje raczej z komunistami niż z Kościołem – o czym się przekonałam osobiście, gdy w 2007 roku zostałam do niej zaproszona, by w przedwyborczej debacie reprezentować Unię Polityki Realnej (szła wtedy do wyborów z Ligą Polskich Rodzin). Debata podzielona była na trzy części – w pierwszej byłam aktywna, więc w drugiej prowadzący w ogóle nie dopuścił mnie do głosu, wtedy zagroziłam, że w takim razie opuszczę studio i w trzeciej części aż dwa razy odpowiadałam na to samo pytanie. Debata była na poziomie rozmów z magla…
Panowie z Superstacji mogą się jednak zawieść, bo w niedzielę znaczenie więcej osób było w pobliskim kościele niż przed plamą.

piątek, 12 listopada 2010

Jeszcze rok tego ba… łaganu


Zamiana niewielkiego odcinka ulicy Okrzei w deptak miała trwać rok, ale trwać będzie – jak się właśnie okazało – co najmniej dwa lata! Komu się w głowie nie mieściło, że z takim niewielkim pasem można się bawić całe 12 miesięcy, teraz dopiero może mieć problem!

Dla porównania: w tym czasie w Grodzisku Mazowieckim wymieniono nawierzchnię na niemal całej długości przelotowej ulicy, a zrobiono to tak sprawnie i w takich godzinach, że kierowcy tego niemal nie odczuli. A w podżyrardowskim Bieganowie kilka kilometrów piaszczystej drogi zamieniono w ulicę jak z bajki z chodnikiem wyłożonym kostką.

Deptaka wprawdzie nie ma, ale za to chyba mamy już czerwoną ulicę. Jak bowiem opowiadają pracownicy punktów usługowych położonych przy naszej nieszczęśliwej ulicy Okrzei, gdy tylko pojawiają się w pracy młodzi chłopcy od układania bruku, zaraz pojawiają się i panienki do towarzystwa – to nie są jeszcze panienki z dużym doświadczeniem w tym najstarszym zawodzie świata, bo są to dziewczynki, które powinny być jeszcze w szkole, ale skoro mają jeszcze rok, to i doświadczenie zdobędą. W każdym razie już są bezwstydne.

Kto tam zresztą się jeszcze dziś wstydzi? Czy wstydzi się na przykład pan prezydent miasta z PO, Andrzej Wilk, że wyrzuca ciężkie pieniądze na niepotrzebny deptak, gdzie i tak nikt nie będzie chodził, bo są tam tylko szpetne bloki z PRLu oraz same banki, nie ma żadnej kawiarni, piwnego baru, nie ma nawet budki z piwem dla desperatów? Czy się wstydzi, że deptak wyłożony ma być bardzo drogą kostką, po której nie da się chodzić i na której kobiety niszczą lub łamią sobie obcasy? Czy mu wstyd, że przez jego niemądrą decyzję kilka punktów musiało się zamknąć, a wiele odczuło spadek dochodów, bo klienci wybierali inne trasy, by ominąć bagno w środku miasta? Nie sądzę, by odczuwał wstyd, bo przecież - niestety - kandyduje na kolejną kadencję.

czwartek, 11 listopada 2010

Niepodległość...

W apelach i złożeniu wieńców przez obecne władze żyrardowskie, które pochodzą z partii rządzącej krajem, a która najchętniej by nasz kraj oddała w niewolę Unii Europejskiej, albo Rosji, tylko ciągle nie może się zdecydować, w którą bardziej, rzecz jasna, nie uczestniczyłam. Ale na symbolicznych mogiłach żołnierzy się pomodliłam, bo: "Polska to kraj dzielnych żołnierzy i tchórzliwych cywilów".

 
 
 
 

Na drzewie

 
W tym wiele osób widzi wizerunek Matki Bożej.
 
 
 
 
 
Grupa osób pod drzewem stale rośnie...
 

środa, 10 listopada 2010

Czy ta plama to Dama?

Na drzewie na tyłach Kościoła pw. Matki Bożej Pocieszenia niektóre osoby dopatrzyły się wizerunku Matki Bożej. Plama, która na nim widnieje, jest w kolorach maryjnych – białym i błękitnym, ale, choć nieco przypomina kształtem wizerunek kobiety w długiej sukni i płaszczu, jest na tyle niewyraźna, że obrazu Maryi jednak nie tworzy.

Nie przeszkadza to wielu osobom się tam gromadzić. Od piątku, 5 listopada, gdy po raz pierwszy zauważono plamę, w przeciągu paru zaledwie dni – do dziś – grupa stojących czy odwiedzających miejsce pod drzewem stale rośnie. Pod drzewem palą się znicze, wiele osób fotografuje plamę, stoi tam dłuższy czas – ale modlitw nie słychać. Zresztą plama przyciąga akurat wiele osób młodych, które za to nie odwiedzają żadnego z dwóch pobliskich kościołów – Matki Bożej Pocieszenia oraz Karola Boromeusza.

Zamiast doszukiwać się w nieładnej plamie przepięknej Matki Bożej, tuż obok w kościele mariackim można zobaczyć samego Boga i to wiele razy dziennie – a od godziny 15.00 do 17.00 ukazuje się On oczom wszystkich przez cały czas.

W ramach powitania

Zamiast wyjaśnień, wywiad z samą sobą:

Dlaczego piszesz?
Piszę, bo muszę. Bo już nie mogę...

Kim jesteś?
Z wykształcenia dziennikarz, z zawodu redaktor.

Mężatka?
Tak.

Zainteresowania?
Film, fotografia, literatura, moda - typowe. Oraz ekonomia.

O czym to będzie?
O wszystkim, co zauważam, co mnie bawi lub złości. I na co starczy mi czasu.