wtorek, 16 listopada 2010

Tę modlitwę o uzdrowienie trzeba odchorować

Wczoraj wieczorem w kościele św. Cyryla i Metodego gościł charyzmatyk ksiądz Tom di Lorenzo i odbyła się tam Msza św. z modlitwą o uzdrowienie. Ceremonia odbyła się jednak, co trzeba odnotować, w ramach spotkania grupy Odnowy w Duchu Świętym. Pierwszy raz brałam udział w takim spotkaniu i będę się żarliwie modlić, by był to raz ostatni i bym jak najszybciej zapomniała, jak ono wygląda. Hałas i jazgot towarzyszący wydarzeniu był niesamowity, potwornie męczący – muzyka grana była m.in. na wielkim bębnie, a jej rytm był wyraźnie transowy – podobnie i śpiewane teksty – w kółko, po kilkadziesiąt razy powtarzane były te same wersy, banalne, proste, transowe, muzyka się właściwie nigdy nie kończyła – jak w klubie, tylko, że – jak to ktoś złośliwie podsumował – „to taki klub dla niedorozwiniętych”. Chór młodych ludzi wyglądał zresztą jakby był w transie – niektóre panie kiwały się nieustannie, niemal tańczyły, odwrócone zresztą tyłem do ołtarza. Taki zresztą chyba teraz jest trynd, by chór stawiany był w prezbiterium, przodem do wiernych, a tyłem do Boga, którym zresztą już chyba nikt się nie przejmuje, bo gdy po Mszy świętej nastąpiło wystawienie Najświętszego Sakramentu, po pierwszych chwilach klęczenia (i na wyraźną zachętę księży) wkrótce wierni w ogóle na Niego nie zwracali uwagi.

Msza była trudna przez wspomniany hałas, ale to, co nastąpiło po Mszy św. przeszło wszelkie moje oczekiwania – otóż na zakończenie ceremonii nagle ksiądz prowadzący mszę zaczął mruczeć coś niezrozumiałego pod nosem – podobnie i cały chór, a nawet niektórzy zgromadzeni w kościele wierni. Przypominało to jako żywo szamańskie zaklęcia zupełnie jak z księgi Izajasza, że radzili się tych, „którzy kwilą i wydają westchnienia” (Iz, 8, 19). Co za upadek i co za żenada. Na wypadek zarzutu, że nie rozumiem, że to właśnie ma przypominać o charyzmacie dawanym przez Ducha Świętego – darze mówienia językami, pragnę zauważyć, że ludzie ci nie mówili wcale językami, mruczeli tylko coś, czego nie rozumieli ani oni, ani nikt na około – łatwo porównać z odpowiednim fragmentem z Dziejów Apostolskich, by się przekonać, jak bardzo różni się to od prawdziwego daru Bożego. Raczej zamiast Ducha Świętego, jak pisze dalej Izajasz „Pan wlał w ich wnętrze ducha zamieszania”.

Nie wiem, czy ktoś został uzdrowiony – to już sądzić tym, którzy uzdrowieniom się poddawali – nie widziałam, by ktokolwiek był zdrowszy po tym spotkaniu. Ksiądz di Lorenzo wspominał, że uzdrowił kiedyś kobietę w sklepie warzywnym, bo uzdrawiać można wszędzie – może nawet łatwiej w sklepie, bo w w kościele Pan Bóg nie ma jak działać – musi sobie rękoma uszy zatykać, a Duch Święty skrzydłami zakrywa mu oczy, by nie musiał tego widzieć. Sama jestem chora – przez kilka godzin widziałam zachowania niegodne wobec Najświętszego Sakramentu, przez 4 godziny słuchałam niewyobrażalnego jazgotu i widziałam, jak starsi ludzie robili z siebie pośmiewisko śpiewając dziwaczne pieśni połączone z dziwnymi gestami, klaskaniem i kiwaniem się w takt muzyki.

Sprawdziłam: Wspólnoty w Duchu Świętym istnieją w trzech na cztery parafie w Żyrardowie – nie ma takowej tylko przy parafii Wniebowstąpienia Pańskiego. Zdumiewa mnie, że księża zgadzają się na tego typu wspólnoty i jeszcze biorą w tym udział. A jednocześnie tak wielką niechęcią pałają do odprawienia Mszy świętej w rycie trydenckim, o co staram się w Żyrardowie od niemal 3 lat. Msza święta uważana jest przez wielu księży za fanaberię, zresztą być może z inspiracji samego biskupa diecezjalnego, Andrzeja Dziuby, który moją formalną prośbę na piśmie po prostu zbył. Za to mruczenie „mele-mele, le-le, le-le, kiszi-kiszi...” i kiwanie się w kościele uważane jest za szczyt uduchowienia. Kyrie eleison!

1 komentarz:

  1. Ja też bardzo chetna jestem na mszę trydencką w Żyrardowie.

    OdpowiedzUsuń