wtorek, 16 listopada 2010

Wybory 2010: i znowu „mniejsze zło”?


Trwa walka o miejsca w radach i o fotel prezydenta miasta. Posady muszą być cenne, bo – jak wynika z lektury niektórych list wyborczych – idą do nich całe rodziny (i mężowie, i żony, i ich przyszli zięciowie; i matki, i synowie; a nawet żony i ich kochankowie). Polska tradycja ma na tę okazję stosowne powiedzenia, że otóż wreszcie zapanuje „rodzinna atmosfera”, ale można też przecież rzec, że „z rodziną dobrze jest tylko na zdjęciu”. Z kolei włoska tradycja ma na tę okazję odpowiednią naukę, jak bowiem uczy historia (a ta przecież jest nauczycielką życia), niedobrze jest, by miastem rządziły rodziny, bo tak właśnie rodziły się włoskie struktury mafijne w ówczesnych państwach-miastach.

I tak źle, i tak niedobrze. By jednak nie ograniczać się do personaliów, kilka uwag własnych o programach wyborczych:

Czy WiC to pic?

Komitet Wyborczy Wspólnota i Centrum, który słusznie wskazuje na nieudolność obecnych władz miasta i chce naprawić katastrofalny stan finansów, z jakiegoś powodu uznał za stosowne zareklamować się związkami z panem Krzysztofem Ciołkiewiczem, dwukrotnym prezydentem Żyrardowa, którego beznadziejne rządy w mieście pamiętamy jeszcze tak dobrze, że – jak sądzę – nawet kompletnie skompromitowany obecny prezydent Andrzej Wilk by z nim wygrał, gdyby znów obaj panowie ze sobą się starli. Niestety program WiCu też jest kuriozalny – w ramach działań gospodarczych komitet startującego na prezydenta pana Lucjana Krzysztofa Chrzanowskiego zapowiada wprowadzenie w mieście robót publicznych! Czy naprawdę chce nas aż tak ogołocić z wszelkich pieniędzy, że ubierze nas w kamizelki i ustawi do kopania rowów i zamiatania ulic za miskę zupy?! Poza robotami publicznymi działania gospodarcze ograniczają się do dotacji dla biznesów (a to przecież propozycja korupcyjna) oraz niewiele mówiącego „wspierania małego i średniego biznesu”... Nie ma mowy o obniżeniu podatków lokalnych, które za prezydentury Andrzeja Wilka wzrosły do rozmiarów wołających o pomstę do nieba. Za to, jak większość startujących, WiC ma rozbudowany program kulturalny i rekreacyjny.

PO i SLD non grata

O obu partiach wspominam tylko dlatego, by podkreślić, że ich kandydaci nie zasługują na uwagę. Obie partie znane są bowiem z dwóch niechlubnych rzeczy: 1. że podnoszą podatki, a po 2. z tego, że cokolwiek obiecują pozostaje już na zawsze jedynie obietnicą...

Chce się żyć czy spać?

Komitet „Żyrardów tak po prostu!” reklamuje się hasłem: „By Żyrardów był miastem, w którym chce się żyć”, ale po przeczytaniu programu można odnieść wrażenie, że chodzi raczej o to, by był miastem, w którym chce się spać i spacerować. Wiele w nim bowiem o tym, jakie fajne będą działania kulturalne i sportowe, jakie będą przedszkola i parki, lecz nie ma nic o tym, co jest dla mieszkańców największym problemem: czyli nic o pracy. Czy pracy w mieście przybędzie? Do tego trzeba przede wszystkim dobrych warunków dla przedsiębiorców, a o tym w programie nic nie znajduję. Tymczasem działania kulturalne są tak ambitne, że może się okazać konieczne utrzymanie popularnego pod obecnymi rządami zadłużania się przez branie kredytów, a i podatki miejskie będą musiały być wysokie, więc i firmy z miasta raczej będą uciekać. W dodatku w rozmowie ze mną kandydujący na prezydenta pan Jarosław Komża przyznał, że przez kilkanaście lat był urzędnikiem – ja nim byłam przez dwa lata – o rok za dużo, bo już w pierwszym widziałam, jak marnuje się publiczne pieniądze.

Mniejsze zło?

Komitet wyborczy Prawa i Sprawiedliwości firmowany nazwiskiem kandydata na prezydenta miasta, Dariusza Kaczanowskiego, także mówi wiele o konieczności wzrostu wydatków miejskich na mieszkalnictwo. Oraz na drogi, przedszkola i sport. Wspomina też jednak o pozyskiwaniu nowych inwestorów (mam tylko nadzieję, że nie wyłącznie z branży deweloperskiej!). Dariusz Kaczanowski jest doktorem nauk ekonomicznych, problem w tym, że wykładana u nas ekonomia to ekonomia keynesowska sprowadzająca się do hasła „po nas choćby potop” (to J. M. Keynes jest autorem powiedzenia, że warto się zadłużać na koszt naszych dzieci, bo „w dłuższym okresie wszyscy będziemy martwi”). Skoro pan Kaczanowski jest posłem na Sejm, sprawdziłam, jakie były jego wypowiedzi i głosowania w parlamencie. In plus zapisać można, iż w głosowaniu nad przyjęciem traktatu lizbońskiego, czyli zrzeczeniem się przez Polskę suwerenności, pan Kaczanowski wstrzymał się od głosu (choć jeszcze lepiej, gdyby był przeciw). Podobnie na korzyść wygląda interpelacja w sprawie zadłużania się samorządu terytorialnego (ale tu można mieć interpelację do interpelacji – czy p. Kaczanowski jest za utrzymaniem systemu emitowania obligacji i w ten sposób zadłużania się przez samorząd?). Pytał też o finanse na obwodnicę Żyrardowa i Mszczonowa (jeszcze w 2008 roku, gdy nie kandydował na prezydenta miasta). Z kolei in minus zapisuję, że 27 października br. podczas debaty nad obniżeniem podatków dochodowych od osób fizycznych miał być przeciw, bo „mimo że wiążą się one z korzyścią dla podatników” - „podzielamy opinię przedstawicieli jednostek samorządu terytorialnego, które nie zgadzają się na proponowane właśnie zmiany”. Co jest w sumie zgodne z programem tej partii w skali kraju – z marzeniem o silnym państwie z niekoniecznie bogatymi obywatelami, ważne, by budżety samorządowe i państwowe były pełne...

Na interesujące mnie kwestie gospodarcze nie znajduję zadowalającej odpowiedzi w ulotkach wymienionych komitetów – wysyłam więc do nich pytania, a odpowiedzi obiecuję zamieścić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz